Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Mam pewien problem. Troszeczkę ostatnio straciłem zapał do fotografii. Nie jestem taki skoncentrowany jak dawniej. Odczuwam pewien dystans.
Uwielbiam uczyć się o fotografii, pisać o niej, oglądać zdjęcia i gonić za najnowszymi trendami. Przez wiele lat zajmowałem się też swoją "osobistą" fotografią - ciężko pracowałem, robiąc zdjęcia i odbitki do swoistego wizualnego pamiętnika. Wszystko małym obrazkiem i na negatywie Kodak Tri-X. Wystarczało mi to, bym czuł, że coś osiągam... Mimo że tak naprawdę trudno mówić o sukcesach.
Kilka miesięcy temu skończyłem 50 lat i naszedł mnie nastrój na autoanalizę. Nie fotografuję już małym obrazkiem. Nie mam nawet dostępu do ciemni i nie robię odbitek. W zastępstwie (bo właśnie tak o tym myślę) całkiem nieźle poradziłem sobie ze świadomym wejściem w cyfrę, mimo że nie dysponowałem zbyt dużymi funduszami. Pracowałem już kilkoma cyfrówkami i aplikacjami do obróbki komputerowej, a teraz używam całkiem porządnej lustrzanki cyfrowej. Oswoiłem się z Adobe Camera Raw i Photoshopem. To samo dotyczy drukowania: przetestowałem już na własnej skórze cztery atramentówki i mój ostatni nabytek (HP B9180) daje takie rezultaty, że nie czuję potrzeby, by się z nich tłumaczyć.
Czuję, że znaczna część mojego problemu dotyczy większości osób kończących 50 lat. Zawsze byłem zdrowy - wciąż mam wszystkie włosy i nie muszę nosić okularów, chyba że mam na to ochotę, ale ostatnio zaczęły mnie dopadać pewne przypadłości związane z wiekiem. Zrobiłem sobie coś w bark i może będę musiał pójść na operację. Jedno oko zaczyna gorzej widzieć - trzeba iść do okulisty. Mam problem z kolanem. Do tego cierpię w pewnym stopniu na najbardziej powszechną amerykańską chorobę, czyli nadmiar kilogramów. Wytrzymałością też już raczej nie mogę się chwalić. W młodości raz na tydzień starałem się zarwać noc - początkowo samo tak jakoś wychodziło, potem chciałem sobie po prostu udowodnić, że ujdzie mi to na sucho. Dziś cierpię na samą myśl o braku drzemki. Kiedyś starałem się też od czasu do czasu spędzić noc na podłodze, żeby pokazać, jaki to ze mnie twardziel. Teraz nie ma dla mnie wystarczająco miękkiego materaca. Łapiecie już, o co mi chodzi. Straciłem też głód pracy. Dziś najbardziej liczy się efektywność...
W wieku 50 lat zaczyna się już powoli podsumowywać swoje osiągnięcia. Przyszłość przestaje być tak obiecująca jak kiedyś. Wiem na pewno, że muszę wydać album z moimi małoobrazkowymi zdjęciami. Jak już wspomniałem, większość z nich to taki wizualny pamiętnik - fotografii, które zainteresują obcych mi ludzi, jest niezbyt dużo, ale wystarczy na jeden album. A może nawet dwa, gdybym wydzielił zdjęcia dzieci, których mam mnóstwo (uwielbiam dzieci - rozśmieszają mnie). Muszę to zrobić, żeby nie uznać ostatnich 25 lat za zmarnowane.
Jednak to wszystko opiera się na przeszłości. Patrzę też w przyszłość, ale widzę w niej znacznie mniej możliwości. Jak długo będę jeszcze w stanie aktywnie fotografować? Co mogę przez ten czas osiągnąć (realnie rzecz biorąc)? Czy znajdę siłę, zaangażowanie, środki i konsekwencję niezbędną, żeby doprowadzić ambitny projekt do końca? Co to w ogóle będzie za projekt? Bardzo się tym przejmuję. Martwię się.
Rusz tyłek!
Zakładam, że większość fotografów czasem czuje się wypalona, bez energii niezbędnej do pracy. Jednym z możliwych rozwiązań jest tzw. "strategiczna przerwa". Teoria mówi, że trzeba pogodzić się z faktem, że zeszło się z dobrej drogi i oddaliło od tego, co nas napędza i motywuje do pracy. Należy zaakceptować, że męczymy się z robotą nie dającą nam satysfakcji. Rozwiązanie jest proste - zrobić sobie przerwę. Przestać na pewien czas pracować i poczekać, aż zapał wróci.
Ale to nie dla mnie. Ja już się czuję, jakbym robił sobie przerwę. W tym problem. Nie potrzebuję odpoczynku. To tak jakby odpoczywać od leżenia na kanapie.
Myślę, że skuteczniej może być pójść w drugą stronę. Jeden z moich nauczycieli w Corcoran School of Art, Mark Power*, powiedział kiedyś coś, czego nigdy nie zapomnę. Przekonywał mianowicie, że kiedy studenci na coś narzekają, oznacza to, że nie pracują wystarczająco ciężko. Zwierzył się, że gdy zaczął uczyć, starał się słuchać wszystkich skarg i narzekań. Zamartwiał się problemami uczniów i robił wszystko, żeby pomóc takiemu delikwentowi. Po jakimś czasie jednak zauważył pewną prawidłowość. Stwierdził, że osoby, które bardzo się angażowały w swoje projekty i ciężko nad nimi pracowały, często napotykały te same problemy co marudy. Ale oni nie narzekali. Sami znajdywali rozwiązania.
Od tamtej pory za każdym razem, gdy słyszał czyjeś marudzenie, odpowiadał tak samo - warcząc: "Obijasz się, do roboty!".
Myślę, że to najlepsze lekarstwo na moje aktualne zniechęcenie. Zresztą zawsze uważałem, że o zdjęciach się nie myśli - zdjęcia się po prostu robi. Motywacja, zapał i energia to wynik wyjścia z domu w poszukiwaniu fotografii.
Więc postanowione. Naładuję akumulator aparatu, sformatuję kartę pamięci i wychodzę z domu - zrobię sobie energiczny spacer i zapoluję na dobre zdjęcia.
Ale najpierw chwilę się zdrzemnę...
* Nie chodzi o brytyjskiego fotografa o tym samym nazwisku. To zupełnie kto inny.
----
Fotograficzny blog Mike'a: The Online Photographer
Zaprenumerujcie biuletyn Mike'a Johnstona www.37thframe.com
Książki Mike'a i darmowe pliki do pobrania: www.lulu.com/bearpaw
Więcej zrzędzenia, głównie o polityce: quotidianmeander.blogspot.com
Podyskutuj o "Fotografie niedzielnym" na Forum Fotopolis.
W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co miesiąc (przedtem co niedziela) Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.
Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37th Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukazała się w 2005 roku.
Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.