Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Efekt czerwonych oczu na zdjęciach wykonywanych z lampą błyskową stał się zmorą użytkowników aparatów kompaktowych. Ale dlaczego najczęściej zjawisko to występuje na fotografiach wykonanych właśnie kompaktami? Praktycznie każdy spotkał się z czerwonymi jak u wampira oczami bohaterów zdjęć. Wiele osób odwraca oczy od obiektywu, aby potem nie straszyć oglądających zdjęcie "oczami królika". Często w warunkach studyjnych zawodowi fotografowie spotykają się z prośbą, aby "czasem nie wyszły czerwone oczy". Świadczy to nie tylko o bardzo częstym pojawianiu się takich efektów na zdjęciach amatorskich, ale też o dużej niewiedzy na temat tego zjawiska.
Jadąc nocą samochodem często widzimy świecące przy drodze ślepia zwierząt. Najczęściej są to koty lub psy. Ale czy widział ktoś świecące oczy człowieka? Wątpię. Zastanówmy się więc, dlaczego tak jest i skąd bierze się na zdjęciach zjawisko czerwonych oczu. Najpierw należy się przyjrzeć budowie oka, gdyż to wlaśnie ona jest kluczem do odpowiedzi.
Trochę biologii
Ponieważ do zrozumienia omawianych zjawisk wystarczy dosyć pobieżna znajomość anatomii oka, pozwolimy sobie na pewne uproszczenia. W przybliżeniu oko można porównać do kuli z otworem o regulowanej średnicy (przy pomocy tęczówki), w którym umieszczona jest soczewka. Po drugiej stronie znajduje się "matryca", czyli siatkówka, na którą rzutowany jest obraz z soczewki. Siatkówka odpowiedzialna jest za przetworzenie sygnału optycznego na sygnał zrozumiały dla mózgu. Za siatkówką leży warstwa nazwana naczyniówką. Powoli dochodzimy do sedna naszego problemu. Światło wpadające do oka odbija się od siatkówki i przez otwór tęczówki i soczewkę wypada z oka. Na co dzień nie jesteśmy w stanie tego zaobserwować. Aby zauważyć odbicie światła w siatkówce, muszą zostać spełnione pewne specyficzne warunki. Musimy znaleźć się w ciemnościach i skierować prosto w oko silne źródło światła. Dodatkowo odległość między źródłem światła a obserwatorem powinna być bardzo mała. Warunki te idealnie spełnia aparat fotograficzny, a w szczególności kompakt, gdyż wbudowana lampa błyskowa znajduje się bardzo blisko obiektywu.
Na rysunku widać, co dzieje się ze światłem, kiedy wpada ono do oka i odbija się od siatkówki. Odległość od tęczówki jest na tyle duża, a sama tęczówka na tyle wąska, że tylko nieznaczna ilość światła odbitego może być obserwowana z zewnątrz. Widać, że zależy to od kąta jaki tworzy lampa błyskowa, oko i obiektyw aparatu (w dalszej części artykułu będziemy go nazywać kątem "LOO"). Tu nasuwa się pierwszy wniosek: aby zmniejszyć ryzyko powstania efektu czerwonych oczu należy odsunąć lampę błyskową od obiektywu. Nie jest to możliwe w wypadku kompaktów ze względu na ich małe gabaryty. Dlatego w testach aparatów kompaktowych chwalimy wysoką pozycję lampy błyskowej.
Drugim istotnym elementem dla powstawania czerwonych oczu na zdjęciach jest stopień rozszerzenia tęczówki. Gdy jest zwężona radykalnie zmniejsza się kąt LOO pod jakim światło odbite "wylatuje" z oka w sposób widoczny dla aparatu. Między innymi z tego powodu ciężko zaobserwować zjawisko świecenia oczu w dzień, nawet na zdjęciach wspomaganych lampą błyskową. W nocy, kiedy tęczówka jest maksymalnie rozszerzona, kąt ten się powiększa, więc łatwiej zarejestrować czerwone oczy na fotografiach. Tu drugi wniosek: aby zmniejszyć ryzyko powstania efektu czerwonych oczu należy zwęzić tęczówkę. Niestety człowiek nie ma świadomej kontroli nad pracą tęczówki, więc nie potrafi wydać jej polecenia zwężenia się. Jednak mechanizm regulujący ilość światła wpadającą do oka działa automatycznie i przy wzroście natężenia światła tęczówka przymyka się. Bazują na tym konstruktorzy kompaktów. Systemy redukcji czerwonych oczu najczęściej wysyłają kilka błysków wstępnych, aby źrenice zwęziły się, a co się z tym wiąże, zmniejszył się interesujący nas kąt.
Łatwo zauważyć, że kąt LOO zmienia się przy zmianie odległości aparatu od fotografowanej osoby. Im dalej, tym bardziej ostry kąt - wtedy nawet lustrzanka cyfrowa z zewnętrzną lampą nie poradzi sobie z problemem czerwonych oczu.
Do tej pory nie wyjaśniliśmy jeszcze, skąd bierze się czerwony kolor odbić. Otóż za siatkówką znajduje się warstwa zwana naczyniówką. Jest ona odpowiedzialna za właściwe ukrwienie gałki ocznej i ma podstawowe znaczenie dla barwy odbitego od niej światła. Czerwień nie może więc nikogo dziwić.
Inaczej ma się sprawa u niektórych zwierząt. Nie wszystkim oczy świecą się na czerwono. Wynika to z nieco innej budowy oka. Bezpośrednio pod siatkówką znajduje się błona odblaskowa, która maksymalnie zwiększa wykorzystanie wpadającego do oka zwierzęcia światła. Po odbiciu od niej światło pada ponownie na siatkówkę, więc można w uproszczeniu powiedzieć, że jest dwukrotnie wykorzystywane, a co za tym idzie zwierzę widzi więcej. Błona odblaskowa ma różny kolor u różnych zwierząt. Dlatego różnym gatunkom, a nawet rasom zwierząt, oczy mogą świecić w innych kolorach.
Ale dlaczego świecenie oczu zwierząt widać tak wyraźnie? Otóż ślepia psów czy kotów mają inne proporcje budowy w porównaniu z okiem człowieka. Źrenica jest większa, a jej odległość od siatkówki mniejsza. Dlatego maksymalny kąt lampa-oko-obiektyw (a w przypadku obserwacji bezpośredniej: kąt lampa-oko zwierzęcia-oko obserwatora), przy którym zjawisko świecenia oczu jest jeszcze widoczne, jest bardzo szeroki. Po tych wyjaśnieniach już nikogo nie będzie dziwiło, że idąc z latarką trzymaną w opuszczonej ręce zobaczymy świecące oczy kota. Duża odległość od zwierzęcia, warstwa odblaskowa wewnątrz oczu i duża źrenica to czynniki, dzięki którym tak łatwo można zauważyć zwierzę w nocy.
Techniki redukcji efektu czerwonych oczu
W dobie fotografii tradycyjnej inżynierowie musieli poradzić sobie z redukcją efektu czerwonych oczu już na etapie naświetlania materiału światłoczułego. Najprostszym sposobem było odsunięcie lampy błyskowej od obiektywu na taką odległość, aby przy średnich odległościach, z których wykonywano portrety, kąt LOO był na tyle duży, żeby światło odbite od siatkówki nie trafiało w otwór tęczówki. Nie było z tym problemu w wypadku stosowania zewnętrznych lamp błyskowych na wysokich podstawach. Jednak i wtedy przy fotografowaniu z dużych odległości oczy mogły się zaświecić. Dużo gorzej miała się sprawa aparatów z wbudowaną lampą błyskową, a w szczególności kompaktów. W ich konstrukcjach nie dało się odsunąć lampy błyskowej na tyle daleko od obiektywu, aby zapewnić wykonywanie fotografii bez odbić w oczach.
Dobrą metodą jest odbicie strumienia światła lampy błyskowej od jakiejś powierzchni, na przykład sufitu lub ściany. Z punktu widzenia efektu na fotografii przejmuje ona wtedy rolę zewnętrznego źródła światła i z pewnością nie dojdzie do pojawienia się czerwonych światełek w oczach. Jednak nie zawsze można skorzystać z takiej możliwości. Ponadto moc lampy błyskowej może okazać się niewystarczająca, aby poprawnie naświetlić fotografowaną scenę. I wreszcie ostatni problem - konstrukcja aparatów musiałaby się niepotrzebnie skomplikować.
Wymusiło to na konstruktorach skorzystanie z metody wcześniej opisanej, a mianowicie zwężenia tęczówki oka. Efekt ten uzyskano dzięki wyemitowaniu dodatkowego światła tuż przed otwarciem migawki. Różne firmy realizowały to zadanie w różny sposób. W niektórych aparatach po naciśnięciu do końca spustu migawki zapalała się lampka halogenowa o niewielkiej mocy, po chwili gasła i dopiero potem otwierała się migawka i błyskała lampa błyskowa. W innych konstrukcjach po naciśnięciu spustu flash błyskał parokrotnie przed otwarciem migawki i zasadniczym błyskiem oświetlającym. W obu tych metodach długi czas między naciśnięciem spustu a uruchomieniem migawki powodował, że fotograf nie był w stanie przewidzieć, jak rozegra się fotografowana scena. Najłatwiej było fotografować w ten sposób osoby pozujące. Ale silne światło może powodować przymrużenie oczu lub nieprzyjemny grymas twarzy. Ponadto model czuł się zdezorientowany, gdyż nie wiedział, o co tak naprawdę chodzi. Trudno było zatem przewidzieć końcowy efekt i wiele zdjęć nie nadawało się do pokazania. Na dodatek często źrenice zwężały się w stopniu niewystarczającym, aby zupełnie usunąć czerwone oczy, więc skuteczność tej metody jest raczej wątpliwa.
Po rozpowszechnieniu się aparatów cyfrowych pod względem optycznym nic się nie zmieniło. Za pojawianie się na zdjęciu "króliczych oczu" nadal odpowiada kąt LOO. Jednak tym razem zdecydowanie bardziej pomocna może okazać się technika cyfrowej obróbki zdjęcia jeszcze na poziomie procesora aparatu. Skomplikowane algorytmy potrafią rozpoznać pojawienie się czerwonych oczu i metodą programową usunąć je z wykonanego zdjęcia. Może to następować tuż po wykonaniu zdjęcia lub podczas edycji zdjęcia w aparacie po uruchomieniu odpowiedniej funkcji. Niezwykle niskie koszty uzyskania fotografii cyfrowych spowodowały też dużą popularyzację kompaktów cyfrowych. Ludzie przyzwyczaili się już do tego, że podczas pozowania do zdjęcia należy poczekać, aż aparat błyśnie ostatni raz. Dlatego metoda przedbłysków też może okazać się bardziej skuteczna. W połączeniu z obróbką cyfrową efekt końcowy może wreszcie spełnić oczekiwania fotoamatorów.
Sposoby usuwania "oczu wampira" programami do obróbki zdjęć
Jeśli aparat nie poradzi sobie z poprawnym zredukowaniem odbicia światła lampy błyskowej od siatkówki, pozostaje nam metoda usunięcia czerwonych oczu w procesie obróbki zdjęcia na komputerze. W fotografii tradycyjnej rolę programu służącego do obróbki fotografii pełnił czarny flamaster, którym fotograf żmudnie usuwał paskudne odbłyski z oczu bohaterów zdjęć. Dziś jest to dużo łatwiejsze. Praktycznie do każdego aparatu fotograficznego dołączany jest program do obróbki zdjęć. Z pewnością znajdzie się w nim narzędzie do usuwania czerwonego koloru z oczu modeli. Sposób ten jest o tyle skuteczny, że czernią wypełnia się tylko kolor czerwony na źrenicach, a odbicie światła lampy od szklistej powierzchni zewnętrznej oka pozostaje białe. Tak samo odbywa się to w edycji zdjęcia przeprowadzonej przez procesor aparatu. Charakterystyczny błysk w oku ożywia portret, podkreślając temperament modela. Przy takiej obróbce oczy wyglądają niezwykle naturalnie.
Jak widać rozwój techniki cyfrowej może doprowadzić do dalszej miniaturyzacji aparatów bez obawy o nadprogramowe efekty związane z małą odległością lampy błyskowej od obiektywu. Konstruktorzy sprzętu fotograficznego oraz amatorzy fotografii doczekali się wreszcie skutecznych metod "walki z wampirami"