Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Rozdzielczość i aberracja chromatyczna
Rozdzielczość to chyba najważniejszy parametr do oceny obrazu tworzonego przez obiektyw. Procedura testu objaśniona jest na końcu artykułu (czytaj), a tu prezentujemy jedynie wyniki.
;16 mm;45 mm;45 mm;80 mm;80 mm;;Środek;Brzeg;Środek;Brzeg;Środek;Brzeg;F3.5;1700;1400;-;-;-;-;F4;1700;1500;*1700;*1500;*1700;*1600;F5.6;1800;1500;1700;1500;1700;1600;F8;
1800;1500;1800;1600;1700;1600;F11;1700;1400;1700;1600;1600;1500;F16;1500;1300;1400;1300;1400;1400]*F4.5
Wartości rozdzielczości obrazu uzyskanego z Zeissa 16-80 mm F3.5-4.5 przy poszczególnych ogniskowych i przysłonach, w środku i na brzegu kadru, wyrażone w liniach na wysokości kadru (lph).
Wynik testu rozdzielczości jest niewątpliwie bardzo dobry, smuci tylko trochę 300 lph różnicy między środkiem a narożem klatki pojawiające się przy najkrótszej ogniskowej. Jednak i tu, i przy 45 mm Vario-Sonnar osiąga w centrum kadru poziom 1800 lph, czyli tyle ile najlepsze obiektywy dostępne dla lustrzanek Sony - w połączeniu z A100 oczywiście. Ogniskowa 80 mm oznacza spadek do poziomu 1700 lph, lecz na brzegach mamy jedynie o 100 lph mniej. I jeszcze jeden plus tego zooma: osiąganie maksymalnej rozdzielczości przy nieznacznym przymknięciu przysłony. Dla 16 mm wystarczy F5.6 (czyli o 1,5 działki), dla 45 mm F8 (1,5 działki), a dla 80 mm pełne osiągi mamy już od maksymalnego otworu względnego. Dla żadnej z ogniskowych nie warto jednak przymykać bardziej niż do F8, gdyż powoduje to obniżenie rozdzielczości obrazu - nieznaczne przy F11 i silne przy F16. Zeissa 16-80 mm należy jeszcze pochwalić za świetne przeniesienie kontrastu i to już od pełnego otworu przysłony.
Efekty bocznej aberracji chromatycznej widać, i to nie tylko przy krótkich ogniskowych, ale również przy najdłuższej. Jednak przy 80 mm jest ona słabiutka i z pewnością nie będzie przeszkadzać.
Dystorsja
Spójrzmy najpierw na najbardziej zwykle kulejącą pod względem dystorsji najkrótszą ogniskową. Wartość dystorsji, czyli maksymalne odkształcenie odcinka biegnącego wzdłuż boku kadru wynosi 1,9%, co jak na standardowy zoom zaczynający się od odpowiednika 24 mm, jest dobrym, jeśli nie bardzo dobrym wynikiem. Nie musimy chyba dodawać, że jest to dystorsja beczkowata. Jednak mimo że wartość dystorsji nie jest duża, to charakter jej przebiegu już do szczęśliwych nie należy. "Garb" widoczny jest tylko na fragmencie boku klatki, a przy narożach można zobaczyć niemal dystorsję poduszkowatą. Nieco silniejsza korekcja "beczki" i mielibyśmy przykład dystorsji falistej: "beczka" w środku długości kadru połączona z "poduszką" na końcach.
Średnie i długie ogniskowe oczywiście oznaczają niższy poziom dystorsji: dla 45 mm i 80 mm odkształcenie - tym razem "poduszka" - wynosi 0,6%. Nie jest to bardzo mało, ale w praktyce rzecz będzie niemal niezauważalna.
Winietowanie
Tu sytuacja nie wygląda już tak różowo, gdyż przy najkrótszej ogniskowej winietowania nie da rady całkowicie zlikwidować nawet za pomocą maksymalnego - czyli do F22 - przymknięcia przysłony. Ściemnienie naroży w stosunku do środka kadru przekracza wtedy 1/3 EV, co nie powinno mieć miejsca w żadnym obiektywie, a w Zeissie w szczególności. Widać, że nie tak łatwo skonstruować standardowy zoom o dość krótkim "dole" ogniskowych, by jednocześnie błyszczał w każdej dziedzinie. Jednak Vario-Sonnar 16-80 mm to nie obiektyw reprodukcyjny, więc nieznacznego ściemnienia naroży zdjęć nikt się nie będzie czepiał. Akceptowalny poziom przy najkrótszej ogniskowej uzyskujemy po przymknięciu przysłony do F8. A gdybyśmy chcieli jednak skorzystać z F3.5 to musimy się liczyć z ostrym, czyli pojawiającym się tylko tuż przy narożach kadru, winietowaniem o wartości ok. 4/3 EV.
Dla pełnego otworu przysłony przy dłuższych ogniskowych ściemnienie jest słabsze i wynosi ok. 1 EV. Ma jednak podobny jak przy 16 mm charakter, przez co dobrze je widać na zdjęciach. Całe szczęście, że można je całkowicie wyeliminować. Przy ogniskowej 45 mm wystarczy użyć przysłony F11, a przy 80 mm - F8. Przymknięcie o działkę słabsze nadal ujawnia gwałtowne ściemnienie małych obszarów tuż przy narożach. W dużej części przypadków zdjęciowych pozostanie ono jednak niezauważalne.
Jest jeszcze jedna dobra wiadomość: pojawiające się tu i ówdzie pogłoski, że Zeiss 16-80 mm wymaga korzystania wyłącznie z bardzo cienkich filtrów, gdyż inne powodują winietowanie przy najkrótszej ogniskowej, okazały się nieprawdziwe. Testy przeprowadzone z użyciem filtra o grubości 4,5 mm, a więc znacznie grubszego niż cieniutkie "slimy" wykazały brak jakiegokolwiek "mechanicznego" winietowania. Dotyczy to każdej ustawionej odległości fotografowania i całego zakresu przysłon.
Pod światło
Tu zastrzeżenia można mieć jednie do najkrótszej ogniskowej, przy której silniejsze przymknięcie przysłony zachęca ostre światło do stworzenia kilku blików. Ma to miejsce zarówno, gdy źródło światła znajduje się w kadrze, jak też - choć w znacznie mniejszym stopniu - gdy jest tuż poza kadrem. Niewątpliwym plusem jest niewrażliwość na przeciwne światło przy średnich i długich ogniskowych, a przy 16 mm wspomniana wyżej przewidywalność Vario-Sonnara. Wiadomo bowiem, w którym miejscu można się spodziewać blików, stąd łatwo je dojrzeć w wizjerze aparatu, a następnie zapobiec ich powstaniu.
Cena
Była już o tym mowa, teraz jednak mamy pełen obraz obiektywu. Nie może on poprawić oceny sumy, którą trzeba wydać na ten obiektyw. Vario-Sonnar 16-80 mm nie okazał się rewelacją pod względem jakości, choć jako pionierska konstrukcja, do tego firmowana przez Zeissa ma prawo swoje kosztować. Trzy punkty.
Podsumowanie
Z pewnością zawiedli się ci, którzy liczyli na bardzo wysoką, zeissowską jakość tego obiektywu. Rozdzielczość co prawda bez zastrzeżeń, pod światło lepiej niż inne zbliżone konstrukcje, więcej niż dobra ocena w kategorii "dystorsja". Komfort obsługi łapie się jeszcze na czwórkową ocenę, ale z powodu winietowania Vario-Sonnar powinien się bardzo wstydzić. Można by powiedzieć, że nie jest to Zeiss, ale Zeiss za 2500 zł. A to, jak widać, dwie zupełnie różne klasy sprzętu.
Dane techniczne.
Oceny (w skali 1-6):
Konstrukcja: 5
Obsługa: 4
Rozdzielczość: 5
Aberracja chromatyczna: 4
Dystorsja: 4
Winietowanie: 2
Zdjęcia pod światło: 4,5
Cena: 3 (zalecana przez producenta cena detaliczna: 2899 zł)
Ocena sumaryczna: 4,2
Znane i wykorzystywane od wielu lat testy rozdzielczości oparte na zdjęciach tablic testowych z naniesionymi wieloma polami kreskowymi odpowiadającymi poszczególnym rozdzielczościom wyrażonym w liniach (formalnie: parach linii) na milimetr, sprawdzają się świetnie przy fotografowaniu na filmach, ale w przypadku cyfry często zawodzą. Powodem jest przede wszystkim mora, która często utrudniała rozpoznanie widoczności linii na polach testu. Część obiektywów do lustrzanek cyfrowych można testować z użyciem aparatów analogowych i w ten sposób nadal wykorzystywać tego typu tablice, ale taka metoda nie przyda się na nic w przypadku obiektywów do lustrzanek Systemu 4/3, czy canonowskiej optyki EF-S, której do aparatów na film zamontować się nie da. Za pomocą dotychczasowych metod trudno też testować rozdzielczość aparatów cyfrowych - także ze względów wyżej opisanych. Dlatego korzystamy z tablicy testowej bardziej przydatnej dla fotografii cyfrowej, a przy tym z tak dobranymi grubościami linii, by wyniki można było porównywać z popularnym standardem testu opartym na tablicy ISO 12233. Płynna zmiana grubości linii pól testowych pozwala precyzyjnie rozpoznać granicę przy której obiektyw (plus matryca) przestają rozpoznawać szczegóły.
Rozdzielczość określamy tu w liniach na wysokość obrazu lph (z ang. lines per picture height), co oznacza, że jeśli najgęściej rozmieszczone, ale jeszcze rozpoznawalne linie pola testowego leżą przy liczbie 16, to na całej wysokości poziomego kadru będziemy mogli rozpoznać 1600 linii. Dwa zera pominęliśmy, gdyż ich obecność utrudniałaby zmieszczenie wszystkich liczb przy polu testowym. Rozdzielczości w pionie i w poziomie przeważnie nie są identyczne, a jako wynik testu przyjmujemy mniejszą z odczytanych wartości. Te wartości podajemy w tabeli, ale do wyznaczenia punktowej oceny dodatkowo je opracowujemy, przeliczając najwyższy osiągnięty wynik w centrum kadru na matrycę 1-megapikselową. Owo przeliczenie oznacza podzielenie wyniku przez R, gdzie R oznacza liczbę milionów punktów obrazu w użytej do testu cyfrówce. Dzięki tej operacji możemy łatwo odnieść do siebie rozdzielczości obrazu powstałego w aparatach z przetwornikami o różnej rozdzielczości. Owo przeliczenie pozwala ocenić jak ze sobą współpracują obiektyw i aparat, czy użycie aparatu o większej rozdzielczości matrycy poskutkuje odpowiednio większą rozdzielczością zdjęć itd.
Tak opracowane wyniki przekładają się na następujące oceny punktowe: