Branża
Zebraliśmy dla Was oferty Black Friday i Black Week w jednym artykule! Sprawdźcie najlepsze promocje od producentów i dystrybutorów
Rozdzielczość i aberracja chromatyczna
Rozdzielczość to jeden z najważniejszych parametrów do oceny obrazu tworzonego przez obiektyw. Procedura testu objaśniona jest na końcu artykułu (czytaj), a tu prezentujemy jedynie wyniki.
;12 mm;18 mm;18 mm;24 mm;24 mm;
;Środek;Brzeg;Środek;Brzeg;Środek;Brzeg;
F4;1700;1500;1700;1500;1700;1500;
F5.6;1700;1600;1800;1600;1700;1500;
F8;1800;1600;1800;1600;1700;1600;
F11;1700;1600;1700;1700;1700;1600;
F16;1700;1500;1600;1600;1600;1500] Wartości rozdzielczości obrazu uzyskanego z Nikkora 12-24 mm F4 przy poszczególnych ogniskowych i przysłonach, w środku i na brzegu kadru, wyrażone w liniach na wysokości kadru (lph).
Obiektyw na piątkę, choć z pewnością nie idealny. Ważnym faktem jest trzymanie stałego poziomu 1700 lph w środku klatki przy otwartej przysłonie w całym zakresie ogniskowych. Takiego wyniku nie ma żaden z obiektywów, choć Sigma ze swoimi 1700/1700 lph (środek/naroża) dla średnich i dłuższych ogniskowych jest od Nikkora wyraźnie lepsza. On ma w narożach regularnie 1500 lph. Maksymalna przy każdej ogniskowej rozdzielczość uzyskiwana jest w dobrym stylu: przy F8 dla skrajnych ogniskowych i F5.6 dla średnich. Tu jednak dla F11 Nikkor osiąga 1700/1700 lph. Każdy sam musi zdecydować, czy uzna za lepsze wartości 1800/1600 lph, czy 1700/1700 lph. Z pewnością zależy to od tego, do jakich zdjęć wykorzystywany jest obiektyw.
Nikkor 12-24 mm przy krótkich ogniskowych charakteryzuje się dobrym przeniesieniem kontrastu już od pełnego otworu przysłony, a od F5.6 świetnym. Wydłużanie ogniskowych pogarsza ten obraz, ale dopiero przy 24 mm widać wyraźniejszą różnicę. Przymykanie przysłony oczywiście poprawia kontrast, ale jednocześnie lepiej widoczna staje się boczna aberracja chromatyczna. Wada ta przeszkadzać może właściwie tylko przy najkrótszych ogniskowych, bo przy wydłużaniu zooma dość szybko słabnie. Przy 12 mm i mocniej otwartej przysłonie widać lekką komę, ale ta znika przy F8. Astygmatyzmu brak.
Dystorsja
Nikkor osiąga w tej konkurencji wyniki więcej niż dobre, ale tylko pod warunkiem, że przypatrujemy się wyłącznie liczbowym wynikom testu. Najdłuższa ogniskowa wykazuje słabo widoczną 0,6-procentową "poduszkę", 18 mm symboliczną "poduszkę" 0,2-procentową, a newralgiczna 12 mm wyraźną 2,8-procentową "beczkę". Liczby te oznaczają maksymalne, a nie średnie zniekształcenia obrazu.
I byłoby wszystko świetnie, gdyby nie mało ciekawy przebieg dystorsji przy najkrótszej ogniskowej. Podobnie, choć trochę silniej niż w zoomie Sigmy, widać wysiłki konstruktorów obiektywu, by na możliwie długim odcinku w pobliżu środka boku kadru linie proste pozostawały proste. Niestety skutkuje to bardzo szybkim przyrostem dystorsji tuż przy rogu klatki i widocznymi tam brzydkimi deformacjami. Jak brzydkimi, zależy oczywiście od motywu i umieszczonych w rogach kadru elementów. W teście studyjnym znajdują się tam wyraźne wzory geometryczne, których nawet niewielka zmiana kształtu razi oko. Ale już na zdjęciu plenerowym wady tej niemal nie widać. Czwórka.
Winietowanie
Obiektyw przy średnich i długich ogniskowych charakteryzuje się łagodnym winietowaniem, czyli płynnym przejściem od jaśniejszych obszarów w centrum kadru, do ciemniejszych przy narożach. Najkrótsza ogniskowa oznacza trochę gorszą sytuację, gdyż przy samych narożach widać wyraźne gwałtowne ściemnienie. Jednak ponieważ obraz powolutku ciemniał już wcześniej, tzn. bliżej centrum kadru, to w sumie efekt nie jest zły. Co ważniejsze i dla najkrótszej i dla pozostałych ogniskowych przysłona F5.6 praktycznie likwiduje winietowanie. Oznacza to, że nawet na studyjnym zdjęciu szarej płaszczyzny, trudno będzie dostrzec jakieś wyraźne efekty winietowania. Przedstawmy jednak całą prawdę: całkowita likwidacja winietowania osiągana jest dla 12 mm przy F11, dla 18 mm przy F8, a dla 24 mm przy F5.6. Natomiast przy pełnym otworze przysłony jasność rogów klatki w stosunku do jej centrum wynosi: dla 12 mm -1 EV, dla 18 mm -3/4 EV, dla 24 mm -2/3 EV.
Tyle wyniki testu studyjnego. W plenerze sytuacja wygląda o niebo lepiej. Gdyby oceniać tylko na podstawie tego typu zdjęć, to Nikkorowi trzeba by postawić piątkę. Jednak bywają sytuacje zdjęciowe gdy spadek jasności naroży gra rolę, i dlatego w tej konkurencji obiektyw otrzymuje 4,5 punktu.
Pod światło
Nikkor ideałem tu nie jest, a to ze względu na najkrótszą ogniskową, przy której potrafi wykazać się nie tylko dwoma, trzema ostrymi blikami, ale też znanym już z tego testu świetlnym łukiem w rogu kadru. Jeśli jednak nie będziemy mocno przymykali przysłony, to łuk pozostanie niewidoczny. Ogniskowe średnie zjawiskiem tym pochwalić się już nie mogą, no i bardzo ostrych blików też już nie tworzą. Jednak jedna, dwie świetlne plamki czasami się zdarzą. Do zachowania się pod światło przy najdłuższej ogniskowej nie można mieć jakichkolwiek uwag. W Nikkorze, po przesunięciu źródła światła tuż poza kadr sytuacja nie ulega gwałtownej poprawie, choć ta jest niewątpliwie widoczna. To niezbyt często spotykane zachowanie, co jednak wcale nie znaczy, że mamy celowo na każdym zdjęciu umieszczać słońce.
Cena
No i doszliśmy do pięty achillesowej Nikkora. Jasne, że za markę trzeba płacić, i że obiektyw ten to nie zoom dla każdego, ale też nie jest konstrukcją typowo profesjonalną. Stąd sugerowana cena na poziomie 4499 zł wydaje się być za wysoka. Co prawda w sklepach sytuacja cenowa wygląda nieco lepiej, ale i tak za 3500 zł ciężko będzie ten obiektyw kupić. Zakres pięciu najniższych cen z wyszukiwarki www.skapiec.pl to 3539 - 3549 zł. Dwója z plusem.
Podsumowanie
To drugi w tym teście obok zooma Tokiny typowy obiektyw na cztery z plusem. Jednak w odróżnieniu od niej, nie wpadł ani razu na jakości obrazu, otrzymując raz 5 punktów, dwa razy po 4,5 i dwa razy po 4. Gdyby jeszcze kosztował 2000 zł, to niewątpliwe zostałby zwycięzcą testu. Rozdzielczość obrazu bez większych zarzutów, ale może wypadałoby osiągnąć 1800 lph także przy najdłuższej ogniskowej? Aberracji chromatycznej nie będziemy się w tej klasie optyki czepiać, ale można się było postarać, by w całym zakresie ogniskowych winietowanie było łagodne. No a przy zdjęciach pod światło wypadałoby pozbyć się świetlnego łuku - przecież mamy do czynienia z Nikkorem, a one od dawna słyną z bardzo dobrego zachowania się w tego typu sytuacjach.
W sumie widać, że to obiektyw wysokiej klasy, jednak z zauważalnymi brakami porównując do najlepszych Nikkorów. Dotyczy to przede wszystkim komfortu obsługi, ale też jakości zdjęć - w każdym razie jeśli naszego zooma porównamy z uważanym za światowy top pełnoklatkowym 17-35 mm F2.8. Zobaczymy tylko, czy do tego samego poziomu dorówna najnowszy Nikkor 14-24 mm F2.8.
Dane techniczne:
Oceny (w skali 1-6):
Konstrukcja: 5
Obsługa: 4,5
Rozdzielczość: 5
Aberracja chromatyczna: 4
Dystorsja: 4
Winietowanie: 4,5
Zdjęcia pod światło: 4,5
Cena: 2,5 (zalecana przez producenta cena detaliczna: 4499 zł)
Ocena sumaryczna: 4,4
Znane i wykorzystywane od wielu lat testy rozdzielczości oparte na zdjęciach tablic testowych z naniesionymi wieloma polami kreskowymi odpowiadającymi poszczególnym rozdzielczościom wyrażonym w liniach (formalnie: parach linii) na milimetr, sprawdzają się świetnie przy fotografowaniu na filmach, ale w przypadku cyfry często zawodzą. Powodem jest przede wszystkim mora, która często utrudniała rozpoznanie widoczności linii na polach testu. Część obiektywów do lustrzanek cyfrowych można testować z użyciem aparatów analogowych i w ten sposób nadal wykorzystywać tego typu tablice, ale taka metoda nie przyda się na nic w przypadku obiektywów do lustrzanek Systemu 4/3, czy canonowskiej optyki EF-S, której do aparatów na film zamontować się nie da. Za pomocą dotychczasowych metod trudno też testować rozdzielczość aparatów cyfrowych - także ze względów wyżej opisanych. Dlatego korzystamy z tablicy testowej bardziej przydatnej dla fotografii cyfrowej, a przy tym z tak dobranymi grubościami linii, by wyniki można było porównywać z popularnym standardem testu opartym na tablicy ISO 12233. Płynna zmiana grubości linii pól testowych pozwala precyzyjnie rozpoznać granicę przy której obiektyw (plus matryca) przestają rozpoznawać szczegóły.
Rozdzielczość określamy tu w liniach na wysokość obrazu lph (z ang. lines per picture height), co oznacza, że jeśli najgęściej rozmieszczone, ale jeszcze rozpoznawalne linie pola testowego leżą przy liczbie 16, to na całej wysokości poziomego kadru będziemy mogli rozpoznać 1600 linii. Dwa zera pominęliśmy, gdyż ich obecność utrudniałaby zmieszczenie wszystkich liczb przy polu testowym. Rozdzielczości w pionie i w poziomie przeważnie nie są identyczne, a jako wynik testu przyjmujemy mniejszą z odczytanych wartości. Te wartości podajemy w tabeli, ale do wyznaczenia punktowej oceny dodatkowo je opracowujemy, przeliczając najwyższy osiągnięty wynik w centrum kadru na matrycę 1-megapikselową. Owo przeliczenie oznacza podzielenie wyniku przez R, gdzie R oznacza liczbę milionów punktów obrazu w użytej do testu cyfrówce. Dzięki tej operacji możemy łatwo odnieść do siebie rozdzielczości obrazu powstałego w aparatach z przetwornikami o różnej rozdzielczości. Owo przeliczenie pozwala ocenić jak ze sobą współpracują obiektyw i aparat, czy użycie aparatu o większej rozdzielczości matrycy poskutkuje odpowiednio większą rozdzielczością zdjęć itd.
Tak opracowane wyniki przekładają się na następujące oceny punktowe:
Na ostatniej stronie testu zamieszczamy przykładowe zdjęcia do pobrania.