Akcesoria
Black November w Next77 - promocje na sprzęt foto-wideo przez cały miesiąc
Rozdzielczość, aberracja chromatyczna
Rozdzielczość to jeden z najważniejszych parametrów do oceny obrazu tworzonego przez obiektyw. Procedura testu objaśniona jest na końcu artykułu (czytaj), a tu prezentujemy jedynie wyniki.
;14 mm;25 mm;25 mm;50 mm;50 mm;;Środek;Brzeg;Środek;Brzeg;Środek;Brzeg;F2.8;1700;1500;1700*;1600*;1700**;1600**;F4;1700;1600;1700;1600;1700;1600;F5.6;1800;1600;1700;1600;1800;1600;F8;1800;1600;1800;1600;1700;1600;F11;1700;1500;1700;1500;1600;1500;F16;1600;1400;1600;1500;1600;1400]* - dla F3.3
** - dla F3.5
Wartości rozdzielczości obrazu uzyskanego z Leiki Vario-Elmarit D 14-50 mm F2.8-3.5 przy poszczególnych ogniskowych i przysłonach, w środku i na brzegu kadru, wyrażone w liniach na wysokości kadru (lph).
Takiej rozdzielczości ogromna większość obiektywów może tylko pozazdrościć. Dla każdej ogniskowej uzyskujemy maksymalne osiągane obecnie dla 10-megapikselowych matryc 1800 lph, a do tego już po niezbyt silnym przymknięciu przysłony o 1,5-2,5 działki. Przy tym środek kadru już od pełnego otworu gwarantuje wartość aż 1700 lph, a brzeg (poza najkrótszą ogniskową) 1600 lph. Oznacza to, że zakres przysłon do F8 jest nie tylko w pełni użyteczny, ale gwarantuje uzyskanie zdjęć o naprawdę wysokiej rozdzielczości. Już teraz wiemy dlaczego Leica uparła się nie miniaturyzować swego standardowego zooma. Warto było!
Wcześniej za rozdzielczość chwaliłem Olympusa 14-54 mm, ale widać, że jeśli się chce i może, to da radę osiągnąć jeszcze więcej. Szkoda tylko, że ten wzrost rozdzielczości kosztuje aż 2000 zł.
Niestety aberracja chromatyczna wygląda mniej różowo, czyli w tym wypadku bardziej różowo ;-) Zielono-purpurowe obwódki są bowiem podobnej szerokości i intensywności jak w olympusowskim zoomie 14-54 mm i podobnie jak tam świetne przeniesienie kontrastu oraz wysoka ostrość obrazu na brzegach klatki jeszcze zwiększa ich widoczność. Problemem Vario-Elmarita jest powolne zanikanie tej aberracji wraz z wydłużaniem ogniskowej. Widać ją dość wyraźnie przy 25 mm, a i przy 50 mm pojawia się w formie szczątkowej - tu jednak w zasadzie nie ma już prawa przeszkadzać. Wynik nie jest zły, ale z pewnością pod tym względem zoom Leiki na 4 punkty nie zasługuje.
Dystorsja
Tu obiektyw osiąga rezultaty więcej niż dobre, choć przy najkrótszej ogniskowej maksymalne odkształcenie - oczywiście "beczka" - wynosi 2,1%. Przebiega ono jednak bardzo płynnie, bez górki w okolicach środka boku kadru, której można spodziewać się w optyce zawierającej soczewki asferyczne. Przy średnich ogniskowych dystorsja beczkowata oznacza już odkształcenie mniejsze niż 0,5%, a przy najdłuższej dystorsji brak zupełnie.
Winietowanie
Ściemnienie naroży jest tu przy pełnym otworze przysłony, przy poszczególnych ogniskowych równe lub większe temu znanemu z obu zoomów Olympusa. W każdym przypadku jest za to niemal tak łagodne jak w ciemniejszym Zuiko Digital, więc na "prawdziwych" zdjęciach (a nie w testach studyjnych) zwykle nie będzie przeszkadzać. Ale gdy zależeć nam będzie na całkowitym wyrównaniu jasności kadru, to w przypadku najkrótszej ogniskowej musimy liczyć się z koniecznością użycia nawet F22, choć już przy F11 efekt powinien być do zaakceptowania. Pozostałe ogniskowe sprawiają znacznie mniejsze problemy, zwłaszcza najdłuższa, gdzie już przy F5.6 sytuacja jest w pełni opanowana. Cztery punkty.
Pod światło
Jeśli planujemy używanie tego obiektywu do zdjęć wykonywanych pod światło, to przyklejmy sobie od razu na nim znak "zakaz silnego przymykania". Dopóki bowiem nie wyjdziemy poza granicę F5.6, wyniki są świetne, ale próby użycia F11 czy nawet F8 mogą skończyć się naszym niepowodzeniem i kompromitacją obiektywu. Ostrych blików pojawić się wtedy może przeważnie tylko kilka, ale do małych wcale one nie należą, a do tego mogą wystąpić w różnych miejscach kadru. Najczęściej jednak te najzłośliwsze plasują się po przeciwnej do źródła ostrego światła stronie klatki. Dobrze chociaż, że gdy źródło światła usuniemy z kadru, to problemy praktycznie znikają nawet przy F11. W sumie uzyskiwane efekty są lepsze niż w Olympusie 14-54 mm, a pięć punktów (z małym minusem) jest dla zooma Leiki oceną w pełni zasłużoną.
Cena
Tu niestety Leica pokazuje swą klasę i - za pośrednictwem Panasonica - sugeruje cenę 5099 zł. To dużo, ale przecież jasne zoomy producentów tak poważnych (i poważanych) jak Leica nigdy do tanich nie należały. Opisywany obiektyw można w internetowym sklepie Panasonica Polska kupić za 4589 zł, a na skąpiec.pl z rzadka pojawia się z ceną na poziomie ok. 4200 zł. Tyle samo musimy zapłacić choćby za Nikkora 17-55 mm F2.8. Uznać więc należy, że obiektyw ten, choć niewątpliwie kosztowny, mieści się z ceną w przewidywanym, choć nie dla każdego akceptowalnym przedziale.
Podsumowanie
Sumaryczna ocena Vario-Elmarita jest nieco niższa niż testowanego poprzednio jasnego Olympusa, ale główną przyczyną jest tu wysoka cena leikowskiego zooma. Muszę jednak przyznać, że do wyniku trochę dołożył się też komfort obsługi i nieco silniejsza, choć i tak na dobrym poziomie, dystorsja. Niewątpliwie obiektyw ten będzie wyżej oceniany przez użytkowników lustrzanek Panasonica i Leiki, a to za przyczyną możności wykorzystywania stabilizatora obrazu. Nie można mieć jednak stuprocentowej pewności, że z 7,5-megapikselowymi matrycami wspomnianych lustrzanek obiektyw współpracuje tak samo dobrze jak z olympusowską 10 Mp. Ale może jest jeszcze lepszy?
W każdym razie w towarzystwie Olympusa E-510 testowany obiektyw potrafi się zachować, a w większości dyscyplin uzyskuje co najmniej dobre wyniki. Świetna ostrość obrazu i bardzo dobre zachowanie obiektywu przy zdjęciach pod światło to podstawowe przewagi nad pozostałymi standardowymi zoomami, nawet wysoko ocenionym Zuiko 14-54 mm F2.8-3.5. Jedynym większym problemem jest aberracja chromatyczna, z którą nie poradzono sobie tak dobrze, jak można się tego było spodziewać po Leice. Czyżby znowu mścił się brak soczewek ze szkła ED? Drugą niepokojącą kwestią jest ogólne wrażenie z używania tego zooma. Wiadomo, że nie można go było zbudować wyłącznie z metalu, bo ważyłby 2 kg i kosztował co najmniej 10 tysięcy złotych. Ale jeśli już stosujemy tworzywa sztuczne, to użyjmy ich z głową, odpowiednio dobierając i łącząc, stosując przy tym odpowiednie pasowania i technologie. Widać, że Leica dopiero uczy się korzystania w budowie obiektywów z plastików, przechodzi etap który pozostali producenci mają już za sobą.
Tak czy inaczej Vario-Elmarit D 14-50 mm jest naprawdę bardzo dobrym obiektywem, choć z pewnością nie na każdą kieszeń. Cóż, to w końcu Leica...
Dane techniczne.
Oceny (w skali 1-6):
Konstrukcja: 5
Obsługa: 4,5
Rozdzielczość: 5
Aberracja chromatyczna: 3,5
Dystorsja: 4,5
Winietowanie: 4
Zdjęcia pod światło: 5
Cena: 3 (zalecana przez producenta cena detaliczna: 5099 zł)
Ocena sumaryczna: 4,5
Znane i wykorzystywane od wielu lat testy rozdzielczości oparte na zdjęciach tablic testowych z naniesionymi wieloma polami kreskowymi odpowiadającymi poszczególnym rozdzielczościom wyrażonym w liniach (formalnie: parach linii) na milimetr, sprawdzają się świetnie przy fotografowaniu na filmach, ale w przypadku cyfry często zawodzą. Powodem jest przede wszystkim mora, która często utrudniała rozpoznanie widoczności linii na polach testu. Część obiektywów do lustrzanek cyfrowych można testować z użyciem aparatów analogowych i w ten sposób nadal wykorzystywać tego typu tablice, ale taka metoda nie przyda się na nic w przypadku obiektywów do lustrzanek Systemu 4/3, czy canonowskiej optyki EF-S, której do aparatów na film zamontować się nie da. Za pomocą dotychczasowych metod trudno też testować rozdzielczość aparatów cyfrowych - także ze względów wyżej opisanych. Dlatego korzystamy z tablicy testowej bardziej przydatnej dla fotografii cyfrowej, a przy tym z tak dobranymi grubościami linii, by wyniki można było porównywać z popularnym standardem testu opartym na tablicy ISO 12233. Płynna zmiana grubości linii pól testowych pozwala precyzyjnie rozpoznać granicę przy której obiektyw (plus matryca) przestają rozpoznawać szczegóły.
Rozdzielczość określamy tu w liniach na wysokość obrazu lph (z ang. lines per picture height), co oznacza, że jeśli najgęściej rozmieszczone, ale jeszcze rozpoznawalne linie pola testowego leżą przy liczbie 16, to na całej wysokości poziomego kadru będziemy mogli rozpoznać 1600 linii. Dwa zera pominęliśmy, gdyż ich obecność utrudniałaby zmieszczenie wszystkich liczb przy polu testowym. Rozdzielczości w pionie i w poziomie przeważnie nie są identyczne, a jako wynik testu przyjmujemy mniejszą z odczytanych wartości. Te wartości podajemy w tabeli, ale do wyznaczenia punktowej oceny dodatkowo je opracowujemy, przeliczając najwyższy osiągnięty wynik w centrum kadru na matrycę 1-megapikselową. Owo przeliczenie oznacza podzielenie wyniku przez R, gdzie R oznacza liczbę milionów punktów obrazu w użytej do testu cyfrówce. Dzięki tej operacji możemy łatwo odnieść do siebie rozdzielczości obrazu powstałego w aparatach z przetwornikami o różnej rozdzielczości. Owo przeliczenie pozwala ocenić jak ze sobą współpracują obiektyw i aparat, czy użycie aparatu o większej rozdzielczości matrycy poskutkuje odpowiednio większą rozdzielczością zdjęć itd.
Tak opracowane wyniki przekładają się na następujące oceny punktowe:
Na kolejnej stronie testu zamieszczamy przykładowe zdjęcia do pobrania.