Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Nowy Fujinon 23 mm to trzeci już i - zdaniem producenta - najdoskonalszy w systemie X obiektyw o tej ogniskowej. Czy jest tak faktycznie? Na część pytań odpowie zapewne już nasz szybki test wykonany z korpusem Fujifilm X-T30 II.
Fujinon 23 mm był chyba najbardziej wyczekiwanym modelem z nowej linii zaawansowanych stałek o jasności f/1.4. Po przeliczeniu dla formatu małoobrazkowego oferuje ogniskową 35 mm, a więc jedną z najbardziej lubianych i uniwersalnych. Obiektyw adresowany jest do fanów szeroko pojętego reportażu – od podróżników po zawodowych fotografów ślubnych.
W systemie X jest już obiektyw o podobnych parametrach (zaprezentowany w 2013 roku Fujinon XF 23 mm f/1.4 R), ale nowy model, ma go przewyższać pod każdym względem. Przede wszystkim zastosowano cichy i szybki silnik liniowy oraz dodatkowe elementy optyczne poprawiajace rozdzielczość, całość została też solidnie uszczelniona.
Alternatywą dla obu modeli jest Fujinon XF 23 mm f/2 R WR, który przy swoich niezaprzeczalnych zaletach (znacznie mniejszy, lżejszy i sporo tańszy) optycznie jest jednak konstrukcją zdecydowanie mniej wyrafinowaną. Choć z pewnością udaną i chętnie wybieraną przez fotografów, którzy na pierwszym miejscu stawiają dyskrecję. Wróćmy jednak do omawianego modelu.
Pod względem designu i wykonania obiektyw nie różni się od innych stałek z nowej linii. To też niemal siostrzana konstrukcja z zaprezentowanym równocześnie modelem XF 33 mm f/1.4 LM WR. Obiektywy dzielą taką samą konstrukcję optyczną, fizycznie różnią się tylko nieznacznie – bardziej szerokokątny model 23 mm jest, nieco dłuższy. Zachowuje jednak tę samą średnicę (58 mm), co umożliwi np. stosowanie tych samych filtrów.
Jest zauważalnie większy i znacząco cięższy (375 g względem 300 g) od poprzednika, co wynika z zastosowanych materiałów (głównie stopy metalu), ale głównie z bogatszej konstrukcji – w torze optycznym ustawiono tym razem 15 a nie 10 soczewek połączonych w 10 grup.
Stylistycznie to konstrukcja bardzo oszczędna, co nie uszło uwadze fanów systemu – dla wielu z nich, bardziej pękata (krótsza ale szersza), poprzednia wersja była zgrabniejsza, a dzięki dodatkowym oznaczeniom i podziałkom nadrukowanym na tubusie bardziej „charakterna” i analogowa. Coś w tym faktycznie jest.
Nowa linia to minimalizm w czystej postaci. Ale też wygoda i świetna kultura pracy. Pierścień ostrości jest szeroki, ma ostrą fakturę i pracuje bardzo płynnie. Ważniejszy będzie pierścień przysłony, który nareszcie ma twardy i precyzyjny skok (co we wcześniejszych konstrukcjach Fujinon często było problemem). To co się nie zmieniło, to kiepska trwałość lakieru. Każde poważniejsze obtarcie skończy się błyszczącym śladem wyglądającego spod spodu żywego aluminium.
Na tubusie nie znajdziemy żadnych przycisków (poza blokadą pozycji przysłony Auto), co zapewne ułatwiło uszczelnienie obudowy, bo symbol WR (Weather Resistant) w nazwie oznacza właśnie odporność na kurz i zachlapania.
Celem inżynierów było przede wszystkim poprawa rozdzielczości obrazu oraz wyeliminowanie aberracji chromatycznej i sferycznej. W nowej konstrukcji optycznej zastosowano w tym celu dwa dodatkowe elementy asferyczne.
I faktycznie, charakterystyczne purpurowe i zielone przebarwienia w zasadzie nie występują. Pojawiają się w warunkach ekstremalnego kontrastu, ale zauważalne będą dopiero na dużych powiększeniach. Problemem nie będzie też winieta. Widoczna przy maksymalnie otwartej przysłonie, znika niemal zupełnie już po przymknięciu jej o 1 EV.
Zanim obiektyw trafi do naszego studia, ostrość i rozdzielczość możemy ocenić jedynie na podstawie wykonanych zdjęć. W centrum kadru rozdzielczość prawdopodobnie okaże się podobna w całym zakresie przysłon. Na brzegach po przymknięciu o 3 przysłony ostrość jest lepsza, ale nie są to różnice drastyczne.
Nowy XF 23 mm f/1.4 najsłabiej wypada pod względem pracy pod światło. Nie zauważymy możne znaczącego spadku kontrastu, ale kolorowe bliki i odblaski pojawiają się dość często. Mści się bogata konstrukcja optyczna – im więcej elementów, tym niestety większe ryzyko odbić wewnątrzsoczewkowych.
Zastosowanie liniowego silnika zmienia wszystko – dość powolna i nie zawsze pewna praca napędu AF w pierwszej wersji modelu ze światłem f/1,4 sprawiała, że wielu fotografów decydowało się na ciemniejszy, ale bardziej nowoczesny model f/2. Pojawienie się nowej wersji, rozwiązuje ten często dyskutowany na forach dylemat.
Silnik jest szybki, pewny i bezdźwięczny, nie szuka ostrości i nie „oddycha” co będzie miało znaczenie tych, którzy myślą o tym obiektywie pod kątem wideo. W połączeniu z korpusem X-T30 okazał się niezawodny, nietrafione zdjęcia w zasadzie się nie zdarzały.
Producent chwali się też znacznym skróceniem dystansu ostrzenia (z 28 do 19 mm), co ma pozwolić nie tylko na podejście bliżej do fotografowanego tematu, ale również spotęgowanie efektu bokeh i bardziej plastyczny obraz (tym razem zastosowano też 9 a nie 7 blaszek przysłony).
Wszystkie zdjęcia wykonaliśmy z korpusem X-T30 II, wyposażonym w 26-milionową matrycę X-Trans CMOS APS-C (ta sama co w modelu X-T4), obsługiwaną przez X-Processor 4 generacji. Wszystkie korekcje ustawione były na zero (ustawienie domyślne).
1/950 s, f/5, ISO 160, 23 mm
f/1,4
f/2
f/2,8
f/4
f/5,6
f/8
f/11
f/16
f/1,4
f/2
f/2,8
f/4
f/5,6
f/8
f/11
f/16