Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Dlaczego Polacy są narodem wybranym
Tematy związane z mesjanizmem, wallenrodyzmem, patriotyzmem i tragizmem etc. są zawsze popularne na początku maja. Tym razem kasztanowce nie zakwitły na matury, ale nie o tym będzie mowa. Tematem dzisiejszego felietonu będzie nasza - Polaków - dziwna miłość do fotografii.
Na dworze zrobiło się ciepło. Długi weekend wyciągnął Polaków z domu. Część pojechała na działki. Część do Zakopanego. Wszyscy zabrali ze sobą aparaty. Fotografowanie sprawia wrażenie naszego narodowego hobby. Ilość sprzedanych nowych cyfrówek rośnie w postępie geometrycznym. Podobno w tym roku firmy planują sprzedaż ponad 1,5 mln nowych aparatów. Zresztą, fotografia była popularna również w słusznie minionych czasach PRL. Ponoć w całym kraju działało wtedy około 2 milionów ciemni.
Tym, co dziwi mnie najbardziej jest pewien paradoks - nasza miłość do fotografowania zupełnie nie przekłada się na miłość do fotografii jako takiej. Nie wiem, z czego to wynika, ale w większości polskich domów nie traktuje się fotografii, jako gatunku sztuki. Wydawać by się mogło, że w kraju osób, które tak uwielbiają fotografowanie artyści, najlepsi fotograficy będą traktowani jak jacyś półbogowie i będą pławić się w luksusach. Sądząc po ilości osób, które widzimy z aparatami na szyi w galeriach fotograficznych powinny być tłumy a rynek kolekcjonerskich zdjęć - drugi po amerykańskim. W kraju, gdzie jest tylu fotografujących w telewizji publicznej powinna być, na zdrowy rozum, masa programów poświęconych fotografii. Muzeum zaś Narodowe powinno regularnie urządzać retrospektywy największych artystów z całego świata, pokazując oryginały ich odbitek. A pisma fotograficzne powinny sprzedawać się jak świeże bułeczki.
Owszem, fotografia jest niby popularna - mamy przecież w Polsce kilka ciekawych festiwali. Zwróćmy jednak uwagę, kto na nie jeździ i kto o nich pisze. Wśród odwiedzających festiwale są co roku te same osoby - zawodowi artyści fotograficy, studenci uczelni artystycznych i tzw. młodzież z ambicjami - czyli wszyscy ci, którzy chcą stać się fotografikami. Jeśli dodamy do tego kilku dziennikarzy fotograficznych] - mamy komplet. Na poważnie fotografią zajmują się jedynie osoby z branży. Jesteśmy oddzieleni od reszty zdrowych Polaków zasłoną, niewidzialną a jednocześnie bardzo szczelną. Rozumiem, że niektórzy nie zgodzą się z moją diagnozą. Może rzeczywiście, nieco podkolorowałem jej zarys, by wzmocnić wrażenie. Ale naprawdę nie można powiedzieć, że ogół Polaków szanuje fotografię.
Dlaczego tak się dzieje? Co sprawia, że nowoczesnej fotografii tak trudno zdobyć u nas popularność a prawdziwi artyści przymierają głodem? Oczywiście, łatwo zwalić wszystko na tragiczną historię naszego narodu. Druga wojna światowa, Katyń, Powstanie Warszawskie a potem 1968 - zrobiły swoje. W dzisiejszej Polsce nie ma klasy średniej. Klasy średniej w najlepszym znaczeniu tego słowa - tzn. osób, które zarabiają już na tyle dużo, że mogą zająć się rozwojem kulturalnym swoich dzieci [a przy okazji i swoim]. Cała nasza inteligencja została zabita lub wyjechała. Dzisiejsza klasa średnia to osoby, które zyskały ten status na drodze w pewien sposób nieuprawnionej. Albo - dorabiając się na różnych interesach [stąd popularność domków jednorodzinnych w kształcie pałacu]. Albo - kończąc 'niezłe' studia i dalej pracując 'na państwowym' [stąd popularność olbrzymich blokowisk, w których mieszkają biedni pracownicy sektora budżetowego]. Jedni nie chcą, drudzy nie mogą inwestować w rozwój fotografii. Wspomniałem o 'państwie'. Nasze ma w głębokim niepoważaniu edukację plastyczną społeczeństwa. Na równinie mazowieckiej budowane są karczmy w stylu góralskim a dzieci w szkole poznają sztukę przez pryzmat gustów wychowawczyni. Czasem jest niezły, czasem nie. Nikogo w ministerstwie nie obchodzi stworzenie nowoczesnego programu. Ważniejszą kwestią jest oczywiście matura z religii.
Skończmy jednak wylewać te żale. Nie dość, że pisaliśmy już o tym na łamach 'fotopolis', to jeszcze nie mamy szans nic zmienić. Zwłaszcza, że to nie kwestia 'klasy średniej' decyduje o naszym stosunku do fotografii. Ostatnio dochodzę do wniosku, że problemem jest bowiem coś zupełnie innego.
Cechą narodową Polaków jest to, że wszystko wiedzą najlepiej. W naszym kraju mieszka 40 mln lekarzy - każdy po wyjściu z gabinetu twierdzi, że dostał bezsensowne leki [czyż nie?]. Mieszka tu również 40 mln nauczycieli, 40 mln prawników, 40 mln specjalistów od polityki zagranicznej. Skoro znamy się najlepiej na wszystkim - to oczywiście znaczy, że i z fotografii jesteśmy the best. I nikt nam nie będzie mówił, co jest ładne a co nie. Skoro mamy już aparat z pełną automatyką i monitorkiem z tyłu - wiadomo, że poradzimy sobie z każdym tematem. Jeśli ktoś z czytelników niniejszego felietonu próbował sprzedawać odbitki swoich zdjęć wie, o czym mówię. Najczęstsze uwagi potencjalnych klientów brzmią - 'dlaczego tak drogo, skoro mogę zrobić takie samo?' albo 'dlaczego tak, drogo, skoro ten format w Media Markcie kosztuje 2,49?' W moim przypadku czasem jest jeszcze 'a dlaczego czarno-białe?' Polacy nie przyzwyczajeni są do faktu, że fotografia podpisana przez autora musi mieć swą wartość. W Polsce czyli nigdzie, zdjęcie czyli nic.
Jesteśmy za to przekonani o wyższości własnych zdjęć nad resztą świata. Wystarczy przejrzeć kilka portali internetowych, gdzie poddajemy bezlitosnej krytyce zdjęcia innych. Żadne cudze zdjęcia nie mieszczą się w ramach naszej estetyki.
Jeśli więc podczas drugiego majowego długiego weekendu złowię złotą rybkę będę miał do niej sprawę. Chciałbym mianowicie, żeby pozwoliła milionom Polaków spojrzeć nieco dalej niż koniec obiektywu ich aparatu. I żeby przekonali się, że zainteresowanie fotografią to nie tylko poszukiwania nowej cyfrówki przed wakacjami